no tak,sloneczko nasze znowu rozlalo sie nad miastem.a ja jestem nadal taka,jaka bylam.no moze odrobine madrzejsza po dzisiejszej GIGANTYCZNEJ pogadance z J.na temat milosci.mialam wilka ochote posluchac dobrego jazzu- Lester Bowie i Milosc.a tu ZONK.plyta z wypozyczalni porysowana.nic nie szkodzi...hmmm...denerwuje mnie,ze tak latwo ide na kompromis...staje sie chyba naprawde madrzejsza.a przynajmniej doroslejsza.chociaz wcale nie chce.juz nawet nie neguje w zupelnosci istnienia Boga...koszmarem by bylo odmawianie roozanca przed poojsciem spac:)bleh...:P na dzisiaj pozostal mi juz tylko jeden plan-nasluchiwac szumoow ulicy.
"lubie sluchac,gdy jest juz poozno,gdy wszyscy spia,kiedy gwiazdy lsnia i jest cichy caly dom..."