Komentarze: 0
chcialabym,aby pojawil sie u mnie.moglabym zostac pokochana od nowa.brakuje mi jego ciepla,jego glosu,jego zapachu,jego dloni.brakuje mi tak po prostu calego JEGO.czasami boje sie,ze nie potrafie juz kochac.a czasami milosc staje sie dla mnie wrecz dokuczliwie ciezka.w kazdym razie mam JEGO,tylko czemu tak daleko???
niedlugo ruszamy z filmem.konwencja obrazu dosc dziwaczna-nawet ja (vel.kobieta bez zadnych uprzedzen) musze to przyznac.film wielko-srebrno-jakistam-ekranowy?nie,zdecydowanie to nie dla nas.my mamy do dyspozycji kilka rolek czarno-bialej tasmy i stary budynek izby wytrzezwien.no i oczywiscie entuzjazm,talent i charyzme:)ja oczywiscie dostalam role schizofreniczki (paranoidalnej zapewne,bo wersja lagodna bylaby nieadekwatna do odtworczyni,jakby powiedzial pomyslodawca scenariusza i moj dobry znajomy w jednym).cos tak czulam w spojrzeniu K.,ze nie bedzie to ot taki zwykly szkolny eksperyment..."bezsennosc wszystko oddala,nie jestes w stanie dotknac niczego,ani nic nie jest w stanie dotknac ciebie...KOPIA,KOPII,KOPII..." fragment "podziemnego kregu"Palahniuka-zreszta moj ulubiony.a gdyby tak naprawde zaczac kolekcjonowac meble ikei?sterty "przegladu reader`s digest"juz mam-opowiesci o dzielnych strazakach i gadajacych organach wewnetrznych...hmmm...i kto tu jest niby nienormalny?"dzien dobry,jestem prostata Johna"
dzisiaj sobota.w poniedzialek znowu wroci rzeczywistosc.ktos postawil mi diagnoze,ze albo mam ogromny kompleks i boje sie "prawdziwej"rzeczywistosci,albo jestem cholernie sprytna i bawie sie kosztem tych,ktorzy mi wierza.prawda jest taka,ze nie mam kompleksow(za to od lat mam deprese,jesli juz mam byc szczera) i nikim sie nie bawie.dla mnie prawdziwa rzeczywistosc to ta,ktora sama tworze,niezamknieta,calkowicie pozbawiona granic.kazdy ma tu wstep,nie kazdy zostaje na dluzej.kiedys ktos bardzo dla mnie wazny powiedzial"wiesz,na czym polega granica nieskonczonosci?na tym,ze tej granicy nie ma".tesknie za tym kims bardzo.
blog jest jak przyjaciel,kiedy przestajesz pisac,urywa wam sie kontakt,po pewnym czasie nie macie o czym "rozmawiac".chociza z prawdziwym przyjacielem jest zawsze o czym rozmawiac,prawda?i znowu to slowo-ZAWSZE. J.mial trwac ZAWSZE przy mnie i co?zostalam ktorejs nocy sama.wtedy przestraszylam sie,ze nie umiem juz kochac.gdyby nie M.,nie byloby mnie tutaj,nie zostawialabym przydlugich wpisow itd.ale dzieki niemu nadal jestem,daje mi sile do oddychania.brzmi to tak ostatecznie,zreszta jak wszystko,co mowie.boje sie smierci(chyba jak kazdy,chociaz nie kazdy umie sie przyznac).bardziej niz smierci boje sie jednak zycia.nie chodzi mi o samotnosc,za dlugie bezsenne noce,nie chodzi tu o zadne farmazony z tego cyklu-do tego mozna sie przyzwyczaic.boje sie szczescia,bo odchodzi.z drugiej strony nie chce niczego "w wiczysta dirzawe",bo to banalne.M.ktoregos dnia po prostu oswiadczyl,ze sie ze mna ozeni i spedzimy razem reszte zycia.zartowal?jest tak naprawde nieobliczalny...czyzby grozila mi smierc przez zamazpojscie???:)))popadam w jakas paranoje ostatecznosci.a moze powinnam to nazwac schizofrenia ostateczna.